Wkręceni – czyli czy polska komedia może być dobra?

  • Publikacja
  • 05/02/2014

 Piotr Wereśniak stworzył polską komedię, która śmieszy do łez. Pomimo tego, że pojawiają się fale krytyki, to w sumie trudno jest je zrozumieć, gdyż wystarczy iść do kina i zobaczyć, że sala zawsze jest pełna, a w trakcie seansu wszyscy się głośno śmieją. Wyczuwam w kolejnych recenzjach nutkę złośliwości, która nam Polakom już weszła tak w krew, że nie potrafimy się jej pozbyć, bo skoro coś jest polskie, to na pewno jest niedobre.

 

 

Głównymi bohaterami komedii jest trzech Ślązaków, prawdziwych kumpli, którzy razem pracują w Śląskiej Fabryce Samochodów, spędzają wspólnie czas i mogą na siebie  zawsze liczyć. Wszystko komplikuje się, gdy cała trójka z powodu kryzysu zostaje zwolniona, wtedy to zaczyna się ich przygoda, która bogata będzie w zwroty akcji pełne komicznych sytuacji. Historia ta oparta jest o szkielet narodowego marzenia o lepszym jutrze, stąd gdy bohaterowie pojawiają się w małym miasteczku w wypasionej furze, doskonale skrojonych garniturach pomyłkowo zostają wzięci za niemieckich inwestorów i tutaj zabawa dopiero się rozpoczyna. 

 

W filmie pojawiają się odwołania, które ukazują stosunek Polaków do Niemców, do ich służalczego charakteru. W obrazie Wereśniaka wyraźnie widać, że Polacy uważają chociażby Niemców, za naród o klasę wyżej od Polski. Jak tylko w małej miejscowosci pojawiają się „niemieccy” inwestorzy, tj. wrażliwy Piotr Adamczyk, narwany Bartosz Opania i mało rozgarnięty Paweł Domagała, ale ubrani w markowe i skrojone na miarę garnitury w dodatku w sportowym samochodzie, to od razu traktowani są z nabożnym szacunkiem. Władze miasta i media nawet nie próbują zadać sobie pytania czy to faktycznie Ci ludzie, których się spodziewają. 

 

Humor w wykonaniu Adamczyka, Opani i Domagały jest genialny, z lekkością udają napompowanych Niemców i salutują na powitanie jak prawdziwi niemieccy SS-mani, nie mówiąc już o tym, z jaką łatwością kaleczą język niemiecki. Jednak w tym całym kłamstwie jest dużo swobody. Teksty są śmieszne (szajze dlaczego ja muszę udawać Niemca), postaci charakterystyczne, sytuacje śmieszne. To chyba sposób na naprawdę dobrą komedię.

 

Cała komedia jest naprawdę dobrze zrobiona, reżyser miał pomysł i go zrealizował, bohaterowie są prości, ale to jest w nich zabawne. Jeden jest romantykiem, który czeka na tą wyjątkową kobietę i wierzy w prawdziwą miłość, drugi ma 6 dzieci, a 4 w kraju, na które musi płacić alimenty, a trzeci kocha swoją żonę albo raczej się jej boi, w sumie na jedno wychodzi. Reżyser puszcza oko do widza, a aktorzy sprawiają, że uśmiech nie schodzi z twarzy widzom przez cały seans, bo proszę Państwa „kto bogatemu zabroni” ;)? Zapraszamy do kin.

 

autor: Joanna Chudoba

foto: ewawojciechowska.pl