Chrońmy kulturę

  • Publikacja
  • 19/02/2014

Zadałam kiedyś pytanie o to, czy sztuka może obronić się sama. Od tej pory minęło nieco czasu i dzisiaj sądzę, że i owszem.

 

 

Zdołałam nawet zapoznać się z "Do Damaszku" w krakowskim Teatrze Starym podświadomie wyczekując, tego słynnego momentu, który miałby mnie obruszyć na tyle bym wykrzyknęła w umyśle "hańba". I nie doczekałam się. Tydzień wcześniej odwiedziłam Teatr Stary celem obejrzenia "Akropolis", niewiele zrozumiałam, mając w głowie, że może forma przerosła treść, a może potrzeba jeszcze nieco czasu, nim prawdziwa sztuka zostanie doceniona. I wtedy pojawiło się kolejne pytanie - czy to problem artysty, że nie zostanie doceniony lub zrozumiany? Tak i nie. Tak - bo gdy zostanie obrzucony błotem, będzie musiał sobie z tym poradzić, nie - bo zrobił to, co do niego należało i po tym, gdy wprowadził swoje dzieło do ogólnego obiegu, nie jest to w jego gestii co się z nim stanie oraz jak odbiorcy go zinterpretują.

 

Raz jeszcze wracając do kwestii utworu Strindberga. Nie rozumiem oburzenia przeciwko "Do Damaszku" w rzeczywistości sztuka nie różni się szczególnie od dramatu, czyniąc głównego bohatera performerem, współczesnym artystą, tak samo zagubionym jak Nieznajomy sprzed lat. Nawet jeżeli Nieznajomy nabrał w postaci performera nieco egzaltowanych póz, cóż z tego? Mnie ta nieco unowocześniona wersja Strindberga przypadła do gustu, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę obecność takich smaczków jak muzyka Kanye Westa czy Army of Lovers. 

 

Idąc krok dalej powrócimy do tematu bronienia się sztuki. Zdaje mi się, że któryś z naszych polityków obiecał zadbać o kulturę, jeśli tylko przejmie stery władzy. Chyba chcieli ją nawet obronić. Tylko przed czym? Wielu jest tych, którzy narzekają na poziom kultury popularnej, która jest niekiedy żenująca w swej prostocie. Nie mogę jednak pozbyć się wrażenia, że chodzi tylko o szczyptę dystansu, kto powiedział, że wszystko musi być wysublimowane? 

 

Pozytywnie odbieram różnorodność, lubię posiadać możliwość wyboru. Ostatecznie kto posiada jedyne i niezaprzeczalne prawo do tego, by oceniać i decydować, co jest wysokie, a co niskie? Ze sztuką jest trochę jak z wolnością słowa, niby miło i fajnie, bo ją posiadamy, ale jeśli ktoś się z nami nie zgadza, to czujemy się urażeni i chętnie byśmy tę wolność słowa jednak wycofali. Kultura więc i owszem, ale tylko i wyłącznie w takiej formie jaka mi się podoba - tak wygląda prawda. To prawda, że mierząc się choćby z fenomenem Braci Figo Fagot, dochodzę do wniosku, że silenie się na ocenianie tej muzyki w aspekcie artyzmu zda się na niewiele, ale jeżeli potraktujemy ich utwory jako tworzywo mające w jakiś sposób obśmiać disco polo, albo nawet jeżeli zdecydujemy się na minimum dystansu, wtedy ta muzyka, nie tylko nie będzie przeszkadzała, ale wprost przeciwnie, może nawet dać sporo radości. I wtedy nie będzie mi ani trochę wstyd, że podoba mi się "Rolowanie" Nataszy Urbańskiej. Wolę pozostać przy cieszeniu się ilością muzyki, filmów, książek i gier, niemożliwą do przebrnięcia dla śmiertelnika, bo na tym to chyba polega, aby mieć w czym wybierać i aby móc wybrać, a wtedy sztuka być może obroni się sama.

 

autor: Monika Matura