XXI wiek niszczy prawdziwe dzieciństwo!

  • Publikacja
  • 17/07/2014

Większość z nas, będąc już dorosłymi ludźmi tęskni za czasem dzieciństwa i beztroskiego życia. Ale czy jest do czego wracać?

 

 

 

Robiąc porządki natrafiłam na swoje zdjęcia z dzieciństwa. Wspomnienia z najmłodszych lat wprawiły mnie w nieco melancholijny nastrój. Jakież moje życie wówczas było beztroskie…  Bez kłopotów, bez pilnych spraw. Jedynym zmartwieniem było to, w jaką sukienkę powinnam ubrać swoją ulubioną lalkę. Reszta problemów, o których nawet nie miałam pojęcia spoczywała na barkach dorosłych. A teraz sama wkroczyłam w etap dorosłości i chociaż jestem dopiero początkującym dorosłym, to bez zastanowienia przyznaję, że chętnie wróciłabym do dzieciństwa.

 

Moje pokolenie było ostatnim, które swoje dzieciństwo przeżywało na sto procent. Z tego właśnie powodu szarpią mną wielkie nerwy. Świat idzie do przodu, to zrozumiałe. Cieszę się, że rozwija się technologia, ale martwi mnie, że wraz z nią szybciej kończy się faza beztroskiego dzieciństwa. A jeszcze bardziej niepokoję się faktem, że już niebawem nowości elektroniczne mogą je całkowicie zastąpić.

 

Jestem szczęściarą, że urodziłam się w latach 90-tych, bo tylko dzięki temu mam świadomość tego czym jest prawdziwe dzieciństwo. Wspominam gry i zabawy na podwórku z dziećmi z sąsiednich osiedli. To, że rodzice pozwalali swoim dzieciom na zabawę dwie ulice dalej nie oznaczało patologii. A starszy Pan siedzący na ławce w parku nie był brany za pedofila. Za złotówkę, którą dała nam mama potrafiliśmy kupić zapas słodyczy na tydzień. Żyliśmy bez telefonu komórkowego, a mimo to wiedzieliśmy o sobie wszystko. Bez wstydu można było zapukać do swojego kolegi, nawet w porze obiadowej i nikt nie uznał tego za bezczelność i brak wychowania. Mimo braku kilkudziesięciu stacji telewizyjnych, świetnie się bawiliśmy grając w piłkę.  I chociaż większość z nas sądziła, że wzięła się z kapusty, albo przyniósł nas bocian to i tak byliśmy najszczęśliwszymi osobami pod słońcem.

 

W dobie XXI wieku, na który coraz częściej zdarza mi się narzekać nie ma ani trochę z zeszłego stulecia. Oczywiście, są rzeczy, które dzięki postępowi zrobiły wiele dobrego, ale większość czyni zło. I to potężne zło, które chłoną od najmłodszego dzieci. Dziś zamiast zabawy na podwórku dzieciaki siedzą przed komputerami i grają w gry, które w niczym im nie pomagają. Kiedyś gry pomagały w rozwoju pamięci, refleksu. Dziś, popularne jest to, co jest drogie. A jak wiadomo, cena niekoniecznie idzie w parze z użytecznością. Kiedyś, aby spotkać swoich przyjaciół wystarczyło wyjść na zewnątrz, ewentualnie krzyknąć do okien swojego kolegi. Dzisiaj, dzieci jeśli już wychodzą, a zdarza się to coraz rzadziej muszą najpierw wykonać kilka telefonów i wymienić kilkanaście smsów ze swoim sąsiadem, aby w końcu się z nim umówić na wspólne granie… na komputerze, oczywiście.

 

Będąc dzieckiem żyjącym przed wielką nowoczesnością cieszyłam się ze wszystkiego. Kiedy obchodziłam urodziny i dostałam w prezencie lalkę, sądziłam, że to najlepszy dzień w moim życiu. Dziś, gdyby dać kilkuletniej dziewczynce lalkę na urodziny, można byłoby zobaczyć jej wielkie niezadowolenie i usłyszeć pytanie: „To wszystko? Dlaczego tak mało?”. Idealnym przykładem dla porównania będzie dzień przyjęcia I Komunii Świętej. Za czasów mojego pokolenia każdy cieszył się z byle prezentu z tej okazji. Jedni dostali Biblię, inni zegarek, a jeszcze inni mogli pochwalić się rowerem. Każdy z tych prezentów był jednak czymś wielkim, niepowtarzalnym i najlepszym. Najważniejszy jednak był dzień i obchodzona uroczystość. Każda z moich koleżanek chciała wyglądać w tym dniu jak  najpiękniej, ale skromnie, bo tak należało. Bo pamiętali o tym rodzice. Dziś, jeśli 8-latek na I Komunię Św. dostałby zegarek, wyśmiałby zgromadzonych i obraził się na wszystkich. Dziś trzeba kupić dziecku minimum najlepszy telefon. Mile widziane quady, xboxy, laptopy i tym podobne. Dziewczynki są dziś wystrojone jak do ślubu albo na wybieg, w zależności od pomysłu nowoczesnej mamy. Cierpią te, których rodzice są konserwatywni.

 

Za czasów mojego dzieciństwa nie było nowoczesnych gadżetów i nie było także nowoczesnych, przerażonych, przesadnie dbających o swoje dzieci, rodziców. Jeździliśmy na rowerach bez kasków, a kiedy któreś z nas spadło musiało się po prostu wypłakać. Żaden rodzic nie robił jednak z takiego upadku powodu do wizyty w szpitalu w celu zbadania wszystkich organów wewnętrznych. Dzieciaki chodziły z katarem, a rodzice nie ciągnęli ich do najlepszych dermatologów w mieście, wymyślając najróżniejsze choroby i alergie. Jeśli dziecko się nie uczyło to nie było usprawiedliwione dyslekcją, dysortografią i całą resztą nieprawdziwych pojęć. Miało się po prostu nauczyć i w końcu się nauczyło. Dzieci oblizywały palce jedząc oranżadę w proszku, a rodzice nie robili afery, bo córeczka na pewno zjadła wraz z tą oranżadą milion bakterii. I  chociaż rodzice nie wiedzieli co dzieje się z ich dzieckiem, które bawi się na placu zabaw na sąsiednim osiedlu, to byli spokojni. Miało tylko wrócić zanim się ściemni. Dzieci wracały, a następnego dnia wychodziły znowu.

 

Wolność to idealne słowo na określenie mojego dzieciństwa. I nawet jeśli komuś wydaje się, że w XXI wieku jest wolny to się myli. Opanowała nas technologia. Każdy ma telefon, łącznie z niepotrafiącymi pisać 5-latkami. Dzieci zamiast w naturę są zapatrzone w monitor swojego komputera. Z przykrością stwierdzam, że wpadliśmy w pułapkę, a nasze dzieci nigdy nie będą miały okazji doświadczyć prawdziwej wolności. Oczywiście, można powiedzieć „Ja swoje dziecko wychowam inaczej!”, ale co z tego? Nawet jeśli ograniczysz mu dostęp do telewizji, komputera i telefonu komórkowego, zmusisz go do wyjścia na dwór to zrobisz mu jeszcze większą krzywdę. Niestety, nikogo tam nie znajdzie, jedynie opuszczony plac zabaw i pustą huśtawkę, o którą za Twoich czasów kłóciły się wszystkie dzieci z podwórka. Nie zapobiegniemy szybkiemu rozwojowi świata, pozostaje nam jedynie się z nim pogodzić. Gdyby jednak dano mi wybór powrotu do dzieciństwa, bez wahania bym się zgodziła, bo były to najpiękniejsze czasy mojego życia, niestety bezpowrotne. Współczesne dzieci mogą mi ich jedynie zazdrościć.

autor: Paulina Białas