DZIWNE strony Internetu – Harlem Shake, Milking, Planking i znacznie więcej...

  • Publikacja
  • 25/02/2013

 Internet to bardzo dziwne miejsce. Ludziom, którzy zawędrowali na jego krańce, trudno jest powrócić do normalnych stron, takich jak demotywatory czy kwejk.  Być może Ty nie należysz do tych śmiałków. Być może nic Ci nie mówi nazwa 4chan. Być może poruszasz się tylko po bezpiecznych i znanych wodach sieci. Jeśli tak, pozwól mi przedstawić Ci kilka ciekawych trendów, których pewnie nie znasz.

 

 

Pokaż mi swój Harlem Shake, a powiem Ci, kim jesteś.
Zaczęłam pisać ten artykuł już 12.02 i zamierzałam zacząć go od Harlem Shake’a (tak, tak, wiedziałam, co to jest,  „before it was cool”).  Teraz, po zaledwie 10 dniach, wydaje się to absolutnie zbędne.  Popularność tego trendu zaczyna przybierać rozmiary zbiorowej histerii. 


Jeśli jakimś cudem udało Ci się uchronić od Harlem Shake’owego spamu, śpieszę wyjaśnić, o co chodzi. Motywem przewodnim jest trzydziestosekundowy fragment piosenki klubowej Baauera, obecnej w sieci już od maja 2012. W pierwszej części nagrania mało się dzieje – przeciętna aranżacja, kilku znudzonych ludzi i tylko jedna tańcząca osoba, najczęściej w masce lub kasku. Po dwudziestej sekundzie obraz całkiem się zmienia. W kadr wchodzą ludzie w maskach koni, ufoludki, nagie kobiety, superbohaterowie, a wszyscy miotają się w rytm muzyki, wykonując gwałtowne i bezsensowne ruchy. Ich zakres ograniczony jest tylko przez kreatywność reżysera (czyli w sumie nie zna granic). 


Wszyscy robią Harlem Shake’i: uczniowie, armia, pracownicy radia, mieszkańcy akademików, rodziny, nawet koty, płetwonurkowie czy policjanci. Niektóre są kapitalne, inne – denne bez granic. Powstają ciągle nowe strony, fanpage, kanały na youtubie (przykładowy fanpage z facebooka - https://www.facebook.com/HarlemShakeInPoland - 20,5 tysięcy lajków po 5 dniach istnienia). Jednak formuła powoli się nasyca, także nie wróżę jej długiego życia.

 

{videobox}4hpEnLtqUDg{/videobox}

 

 

{videobox}QkNrSpqUr-E{/videobox}

 

 

{videobox}5wZRiu1ly-8{/videobox}

 

 


Planking, czyli jak być fajną deską.
Zbiorowe lansowanie się w sieci za pomocą pokręconego i absurdalnego pomysłu ma znacznie dłuższą tradycję. Dobry przykład to tak zwany planking, co można by przetłumaczyć jako „deskowanie” (choć lepiej tego nie róbmy, brzmi kiepsko). Ten dziwny trend miał powstać już w 1994 roku, a ogromną popularność w USA zyskał około dziesięciu lat później. Koncept jest prosty – robisz sobie zdjęcie w jak najdziwniejszej aranżacji, w pozycji leżącej, twarzą w dół, ręce muszą dotykać boków. 


Gorączka współzawodnictwa bardzo szybko opanowała Internet. Rywalizowano pstrykając miliony fot w coraz dziwniejszych miejscach, o czym łatwo się przekonać wpisując „planking” w Google. Pierwszą ofiarą tej bitwy zbrojeń stał się Acton Beale, który „plankingując” wypadł ze swojego balkonu w maju 2011 roku. Jego zasługi dla ludzkości zostały jednak uznane – przyznano mu Nagrodę Darwina w edycji 2011. Niestety pośmiertnie.


Trochę lepiej na zabawie w deskę wyszło kilku lekarzy i pielęgniarek z angielskiego Great Western Hospital. W 2009 roku zostali oni zawieszeni w wykonywaniu obowiązków służbowych za planking w godzinach pracy. Ostatecznie jednak stanęło na naganie a sprawa zakończyła się happy endem (i wieczną wzmianką w Wikipedii).


 

 

Sowy, czajniki i jeźdźcy bez głowy, czyli robi się coraz ciekawiej
Planking był prekursorem zupełnie nowego trendu, który każdemu właścicielowi aparatu cyfrowego dawał szansę na zaistnienie w Internecie. Łatwa, uniwersalna forma, (co ważne - pozbawiona przekazu słownego!) szturmem przekracza granice lokalnego kontekstu.


Jednak, jak wkrótce się okazało, samo leżenie twarzą w dół to za mało dla szybko nudzącego się społeczeństwa sieci. (A i lansować się trudno w tej pozie.) Nie dało się już zamknąć tych drzwi. Mamy sprawdzoną formę? Zacznijmy z nią eksperymentować! 


Pierwszym i najpopularniejszym naśladowcą plankingu jest owling. Spełnia on w 100% warunki prekursora, ponieważ wymaga uchwycenia na zdjęciu określonej pozy w jak najbardziej absurdalnym otoczeniu. Daje jednak znacznie większe pole do popisu. Przykucnąć jak sowa można w różnych miejscach, gdzie planking byłby niemożliwy, jak latarnie uliczne, górne części pomników, znaków drogowych, maszty statków itd. 


A może kucanie jest zbyt wygodne dla poszukiwaczy wrażeń? Możemy więc spróbować batmanningu, czyli zwisania głową w dół, najlepiej w miejscach publicznych. Jeśli ten trend jakoś szczególnie przypadnie Ci do serca, sieć szeroko otwiera ramiona oczekując na Twoje zdjęcia (Np. fanpage batmanningu na Facebooku https://www.facebook.com/pages/Batting-dothebatcom/222394734471416).


Dalej za mało?  Zwisając głową w dół możesz na przykład… nurkować w muszli klozetowej. I już stajesz się częścią undergroundowego odłamu batmannigu, czyli plumbkingu. 


Wolisz jednak pozycję pionową? Może spodoba Ci się koaling, czyli obejmowanie nogami i ramionami kolumny/znaku drogowego/barierki od schodów… 


Nowe opcje mnożą się w nieskończoność. Spośród popularniejszych można wymienić na przykład teapotting („czajniczkowanie”), czyli pozowanie z jedną ręką ustawioną jak dzióbek czajnika do herbaty, a drugą podpierającą biodro w roli uchwytu. 


Nieco więcej finezji wymaga horsemaning, którego nazwa nawiązuje do postaci  jeźdźca bez głowy. Na zdjęciach widać postać trzymającą swoją głowę w ręce, w pudle, na patelni, karmioną pizzą, patrzącą ze zdziwioną miną na swój tułów itd. Koncept polega na wykorzystaniu dwóch pozujących osób i wyklucza używanie programów graficznych. Odpowiednio wykonana fota daje świetną iluzję optyczną, z czego podobno korzystano już w latach 20-tych dwudziestego wieku (więcej info na stronie http://www.horsemanning.com/).


Również razorbombing wymaga wykorzystania odpowiedniej perspektywy, dzięki której maszynka do golenia trzymana przez fotografa zdaje się pełnić bardzo różne funkcje. Zdziera ubranie ze stojącej daleko dziewczyny, kosi trawę, goli włosy na czubku księdza podczas mszy, i tak dalej. Wielkie brawa dla twórców kampanii reklamowej „Shave the wolrd”, której udało się tak skutecznie zaistnieć w sieci.


Jako wisienkę na torcie przedstawiam… milking, czyli oblewanie się mlekiem w miejscach publicznych. Absolutnie bez powodu. Ten trend stanowi pewnego rodzaju link pomiędzy plankingiem i jego wariacjami a Harlem Shake’iem, ponieważ wymaga zarejestrowania w postaci filmu.

 

{videobox}qtJPAv1UiAE{/videobox}

 

 

 

Po co to wszystko?
Choć korci mnie, żeby ciągnąć tę listę (a uwierz mi, wypisane tu pomysły to zaledwie wstęp tego, co oferuje Internet), myślę, że wystarczy. Fenomen przedstawionych tu zjawisk opiera się na ich kompletnej absurdalności. Nawet nie udają, że chodzi o cokolwiek innego, niż zabawa i lans w sieci. 


Skąd ich popularność? W dużej mierze chodzi o uniwersalność przekazu wizualnego. Nie trzeba znać języka angielskiego, żeby oglądać Harlem Shake nagrany przez amerykańskich studentów albo konkurować w plankingu z wyluzowanym kanadyjskim emerytem. Świat staje się coraz mniejszy, wszyscy żyjemy w globalnej wiosce, w której traci na znaczeniu kontekst lokalny. 


Co więcej, zyskujemy ciągle nowe sposoby na zamanifestowanie swojej obecności całemu światu. A nie oszukujmy się, chcemy tego. Każdy z nas, egoistów żyjących w kulturze indywidualistycznej, ma ochotę choć przez chwilę poczuć się celebrytą. Albo choć mini-celebrytą. A jeśli oprócz tego możemy stać się pełnoprawnymi obywatelami społeczeństwa globalnego – dlaczego tego nie robić?

 

Zdjęcia pochodzą z:
www.tumblr.com
http://www.planking.com/
http://m2mc.blogspot.com/2011/11/planking-craze.html
http://www.easytoread.com.ar/interm.html

auto: Anna Wolnik