Obraza uczuć religijnych – czyli spór o wartości!

  • Publikacja
  • 10/07/2014

Bardzo lubię Polskę i nie jest to ironia, nie wiem też czy można to uczucie nazwać odcieniem patriotyzmu, to jest po prostu zwykła sympatia jaką darzę ten kraj, za ludzi, ale i szereg możliwości jakie mi daje.

 

 

Przeczytałam ostatnio słowa, dotyczące tego, jakoby wiecznemu narzekaniu na stan naszego państwa można przeciwstawić podejście, w którym uświadomimy sobie, że jeżeli nauczymy się egzystować w państwie takim jak Polska – tutaj możecie wstawić według uznania, na przykład: trudnym dla przedsiębiorców, z wysokim bezrobociem i tak dalej – to zahartujemy się na tyle, że z łatwością będziemy mogli działać na innych gruntach.

 

Jeżeli przyjmiemy, iż media w sposób znaczący wpływają na nasze postrzeganie świata, to niestety zdarza nam się popadać w skrajność, polegającą na niemiłosiernym wałkowaniu jednego tematu. Choć może obecnie są to dwa tematy, czyli – afera taśmowa przeplatana skandalem związanym ze spektaklem „Golgota Picnic”. Tak afera, jak i protesty, nie są niczym szczególnie nowym, można by nawet wykazać zapewne, z blisko matematyczną precyzją, kiedy nastąpią sprzyjające ku temu warunki.

 

Ale skoro woda się leje, a młyn się kręci, to pozwólcie, że i ja zajmę się tematem protestów w związku z wystawieniem „Golgoty Picnic”, na tegorocznej edycji Malta Festival Poznań, ostatecznie sztuka nie odbyła się, z powodu protestów grupy ludzi, która wyraża niezadowolenie związane z obrazą ich uczuć religijnych. Odwołanie wystawienia sztuki z kolei spowodowało protesty środowisk artystycznych, które zdecydowały się na pokazy filmów i odczyty scenariusza sztuki w różnych miastach kraju, a to z kolei wywołało kontr-protesty kolejnych oburzonych. Archidiecezja krakowska wyraziła swoje niezadowolenie, nazywając spektakl noszącym znamiona pornograficzne i tym samym obrażające uczucia religijne katolików. I oto ogólny zarys zaistniałej sytuacji.

 

W mojej głowie rodzi się jednak pytanie, czy wiadomo o co walczymy? Jeżeli bowiem weźmiemy pod uwagę, iż spektakl miał odbyć się w zamkniętej sali, a wstęp miał być biletowany, to czy osoby, które czują się urażone, trafią na niego? Nie sądzę, a jeżeli trafią to zawsze mogą wyjść. Dochodzi bowiem do sytuacji kuriozalnej – mamy produkt, którym jest sztuka i potencjalnych odbiorców, nabywców, którzy nie mogą go kupić, ponieważ produkt został usunięty z półki z powodu protestów niezainteresowanych nim konsumentów. Niezainteresowanych? No właśnie, paradoks.

 

Myślę, że przekroczyliśmy pewną granicę, szanuję religię, wyznania, przekonania, lecz chyba powinniśmy rozgraniczyć pewne rzeczy. Mieć prawo do protestu, a z drugiej strony umożliwić, tym, którzy chcą, swobodną „konsumpcję” sztuki, która przecież zawsze miała u swoich początków w zamiarze grę z odbiorcą, nakłonienie go do reakcji, a nawet do zszokowania go.

 

I w głowie mam tę sentencję o wolności, która kończy się tam gdzie zaczyna się wolność drugiej osoby i jak tu żyć, żeby się nie pozabijać wzajemnie? Czy lekarstwem raz jeszcze okaże się dystans i próba wzajemnego zrozumienia? A kiedyś być może pomimo sprzecznych poglądów uda nam się usiąść przy wspólnym stole. Kto wie?

autor: Monika Matura