Święto wina za nami

  • Publikacja
  • 24/09/2013

 W niedzielę zakończyły się trwające tydzień II Wielkie Tarnowskie Dionizje. Święto miłośników wina, jedzenia, dobrej zabawy, muzyki i kultury. Impreza zorganizowana przez Tarnowską Organizację Turystyczną przy współudziale Gminy Miasta Tarnowa, bez wątpienia staje się jedną z wizytówek Tarnowa, a jednocześnie interesującą propozycją dla tarnowian na atrakcyjne spędzenie czasu. 

 

 

Dionizje to siedem wieczorów z winem z różnych części świata, a także wędrówka po podtarnowskich winnicach. Tegoroczne rozpoczęły się wspaniałym wieczorem z kulturą żydowską w Hotelu Tarnovia. Izraelskie wina, klasyczne żydowskie jedzenie z gęsim pipkiem, humusem i żydowskim kawiorem na czele, klezmerski koncert, wystawa fotografii z chasydami w roli głównej, ściągnęły prawdziwe tłumy.


W zupełni innym kierunku poszła kawiarnia Kabaret. Ten wieczór pełen luzu, lekkiego wina i serowych przekąsek, zorganizowany był w stylu Beaujolais Nouveau: radośnie i bezpretensjonalnie. Świetną oprawę stanowiły wokalne popisy Igi Cyz śpiewającej francuskie standardy.


Cristal Park zafundował spotkanie z kuchnią i winem kalifornijskim. Wirtualną prezentację kultowych dla znawców win Napa Valley i Central Valley przedstawił Witold Kisała, prezes Cristal Parku. A prawdziwą gratką było obserwowanie gotującego na żywo, nowego szefa kuchni, kiedyś osobistego kucharza ambasadora USA, i degustacja przygotowanych przez niego przekąsek.


W czwartek coś dla miłośników smaków regionalny i polskich zaserwowała restauracja Pasaż. Było to całkiem okazałe coś: przede wszystkim wina ze szczepanowickiej winnicy Zadora, które, szczególnie białe Julia i Solis, mogą bez kompleksów stawać na półkach z markowymi białymi winami z krajów tradycyjnie winiarskich. A ci, którym tego wieczoru było mało, mogli podjechać do Wojnicza do restauracji Missterium na degustację win chilijskich.


W piątek na kameralny wieczór, pełen tajemniczych, transylwańskich klimatów, z winami rumuńskimi w roli głównej zaprosiła Willa Krzyska. Nietoperze, ani Dracula nie wystraszyli gości, którzy wypełnili restaurację po brzegi. Ale to nie dziwne, biorąc pod uwagę świetne gołąbki czy pyszną panna cottę.


Sobota to wieczór z winami i kuchnią węgierską. Jurek Sztyler w swojej winiarni zaproponował iście dionizyjską zabawę. Królowały młode węgierskie wina. Świetnym pomysłem było podanie  w formie przekąski gron, z których zrobiono degustowane wina. Szef kuchni zaproponował wyjątkowo dobrane i skomponowane menu. A przystawka, czyli marynowany w winie miętus i danie główne, czyli pieczeń z dzika na chlebie kminkowo-orzechowym na długo pozostaną w pamięci.


Ostatnim akordem była australijska uczta w hotelu U Jana. Wina, a szczególnie dwie reserve: biała chardonnay i czerwona shiraz, pokazały, że Australia robi naprawdę duże wina. Do tego egzotyczne menu  ze stekiem z kangura w sosie z zielonego pieprzu. Mocny, niepowtarzalny smak. Można się było poczuć, jak na antypodach.


W sobotę elementem Dionizji była też wycieczka po podtarnowskich winnicach zakończona prawdziwą ucztą. EnoTur zaproponowała pani Tatiana Mucha. Dzięki temu uczestnicy mogli zobaczyć, jak radzą sobie winiarze, jak rodzi się podtarnowskie winiarstwo. Z kolei w niedzielę winnica Zadora zaprosiła do siebie na oglądanie winnicy, posmakowanie winogron deserowych i degustację. I to jest dobry pomysł. Bo czy jest coś przyjemniejszego od degustacji wina w miejscu jego powstania?