Woody Allen — żywa legenda światowego kina

  • Publikacja
  • 30/09/2014

Każdy z nas chociaż raz w życiu słyszał o Woodym Allenie. Dlaczego? Ów aktor, scenarzysta, a przede wszystkim reżyser wypuścił morze fantastycznych produkcji.

 

 

Od roku 1966 serwuje nam na tacy regularne porcje charakterystycznego dla siebie humoru. Czemu regularne? Otóż Allen mimo 79 lat pozostał niezmiennie aktywny — jego filmy ukazują się praktycznie każdego roku.

 

Nowojorczyk zadebiutował w wyżej wspomnianym 1966 roku filmem „Jak się masz, koteczku?”. Kolejne produkcje wyniosły Allena na piedestały amerykańskiego kina. „Wszystko co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać” w absurdalny sposób przełamało pewne tabu, „Miłość i śmierć” parodiowała literaturę rosyjską, natomiast „Annie Hall” i „Manhattan” pobiły rekordy popularności. Ten pierwszy zdobył w roku 1978 cztery Oscary, natomiast „Manhattan” do dziś określany jest jako najlepszą czarno-białą kreację Nowego Jorku.

 

W ciągu następnego ćwierćwiecza Woody Allen wypuścił mnóstwo filmów bardziej lub mniej udanych. Każdy z nich jednak miał w sobie „allenowski pierwiastek”, czyli dawkę absurdu, groteski i — przede wszystkim — ogromnego dystansu. W 2006 roku najnowszy wówczas film Allena „Wszystko gra” otrzymał nominację do Oscara za najlepszy scenariusz oryginalny. Nie trudno się domyślić, że scenarzystą był oczywiście bohater tego artykułu. Produkcja ta odbiegała od większości filmów Allena. Ci, którzy mieli przyjemność zapoznać się z nim, od razu mogli się domyśleć, że historia Chrisa Wiltona w części pokrywa się z historią bohatera słynnej „Zbrodni i kary”. Eksperyment reżysera dał rewelacyjny rezultat — z mieszanki dramatu, romansu i thrillera wyszedł doskonały film traktujący o bezwzględnym dążeniu do realizacji osobistych, często egoistycznych pragnień.

 

„Wszystko gra” rozpoczęło serię allenowskich hitów. Reżyser odwiedzał różne miejsca i czerpiąc z nich inspiracje tworzył kolejne arcydzieła. Dużą rolę odegrała tu Europa i jej najpiękniejsze zakątki. Tak więc mieliśmy przyjemność obejrzeć hiszpańską „Vicky Christina Barcelona”, na chwilę wrócić do Nowego Jorku przy komedii „Co nas kręci, co nas podnieca”, następnie przenieść się znów do Europy, a dokładniej do Londynu, gdzie toczy się akcja „Poznasz przystojnego bruneta”. Następnie Allen odwiedził magiczny Paryż, gdzie wyprodukował nominowaną do Oscara urzekającą opowieść o niespełnionych pragnieniach — „O północy w Paryżu”. Z deszczowej Francji reżyser przeniósł się do słonecznego Rzymu, aby tam nakręcić „Zakochanych w Rzymie”, czyli perypetie miłosne przedstawione przez aktorską śmietankę.

 

W kolejnej produkcji — „Blue Jasmine” — mamy już do czynienia ze środowiskiem typowo amerykańskim. Genialnie w owym gorzkim dramacie wypadła Cate Blanchett, która zdobyła Oscara za najlepszą rolę pierwszoplanową.

 

Jeżeli ktoś myśli, że Woody Allen powoli przechodzi na emeryturę, to jest w błędzie. W kinach już można obejrzeć najnowsze dzieło nowojorczyka, „Magię w blasku księżyca”. Nie miałam przyjemności zapoznać się jeszcze z tą pozycją, jednak z pewnością na seans wybiorę się z ogromnym uśmiechem i lekkim dreszczem niepewności. Nigdy bowiem nie jestem w stanie przewidzieć, czym tym razem zachwyci mnie ów gigantyczny geniusz, jakim niewątpliwie jest Woody Allen.

 

autor: Maria Madej