Niech żyje nowy, niekwestionowany mistrz!

- Publikacja
- 06/06/2013
Po dziewięciu latach panowania Asseco Prokom Gdynia mamy nowego mistrza Polski Stelmet Zielona Góra, który wygrał finałową serie play off z PGE Turów Zgorzelec w stosunku 4-0.
Patrząc na wynik samego finału mogłoby się wydawać, że droga do tytułu mistrza kraju przebiegała gładko i przyjemnie, jednak nic bardziej mylnego. Już w pierwszej rundzie zielonogórzanie trafili na Czarnych Słupsk prowadzonych przez legendę polskiej koszykówki Andreja Urlepa. Już w pierwszym meczu doszło do niespodzianki i Stelmet uległ we własnej hali drużynie ze Supska 83 -97. Do tego dochodzi jeszcze fakt zamieszania wokół Waltera Hodge lidera drużyny Stelmetu, który został odsunięty od drużyny z powodu nie sportowego trybu życia i już wtedy w powietrzu unosił się zapach niespodzianki. Jednak na szczęście dla kibiców wyżej wymienione zawirowania wychowawczo-kadrowe wyszły Zielonej Górze tylko na dobre. Stelmet po ciężkim boju, na początku po trzech meczach wyszedł na prowadzenie 2-1 w rywalizacji do trzech zwycięstw, by później przegrać czwarty mecz na parkiecie rywala. W ostatnim meczu na własnym boisku Stelmet przypieczętował awans do półfinałów zwycięstwem 75–63.
Można powiedzieć, że to w tym momencie nastąpił przełom, wreszcie o sile zespołu nie stanowiły indywidualne nazwiska zapisane w protokole meczowym, a drużyna, która składała się z pełnych dwunastu osób, które miały jeden cel – Mistrzostwo Polski. Bardzo szybko o tej zmianie mentalności przekonał się AZS Koszalin, który szybko stracił swoją szanse na finał i uległ Stelmetowi w trzech meczach, a co za tym idzie, odpadł z play off.
Nadszedł czas na wielki finał, w którym przeciwnikiem Stelmetu Zielona Góra został Turów Zgorzelec. Zespół, który wchodził do play off z pierwszego miejsca i był wskazywany przez znawców na faworyta do tytułu ze względu na kolektyw jaki udało się stworzyć w drużynie przez trenera Miodraga Rajkovicia. Do dyspozycji „coach” na obwodzie byli zawodnicy tacy jak Michał Chyliński, Russell Robinson, Ivan Opacak oraz Aron Cel – każdy z nich rzucał w tym sezonie średnio powyżej 10 punktów. Dodając do tego silnych i mocnych, jak niemalże „byki” centrów Ivana Zigeranovica i Damiana Kuliga oraz rezerwowych Davida Jaceksona, Djordie Micicia oraz Vukasina Aleksicia szykowała nam się nie lada gratka dla miłośników koszykówki.
Po drugie stronie stanęły w szranki takie gwiazdy jak charyzmatyczny Walter Hodge, seryjni strzelcy Quinton Hosleya oraz Kamil Chanas i ostoja spokoju na pozycji rozgrywającego Łukasz Koszarek. Pod koszem wszechstronni Dejan Borovnjak oraz Olivier Stevic. Z ławki rezerwowych trener Mihailo Uvalin miał do swojej dyspozycji miedzy innymi Mantasa Cesnauskisa, Zbigniewa Białka czy też Marcina Srokę, którzy niewątpliwie w innych drużynach PLK na pewno stanowiliby główną siłę w ataku.
Seria finałowa zakończyła się wynikiem 4-0. W każdym z tych meczy widzieliśmy podobny scenariusz, w którym na początku przewagę obejmował Turów, by w trakcie meczu tracić ją na rzecz zawodników Stelmetu. W pierwszym meczu bohaterem był świetnie dysponowany tego dnia Olivier Stević, który w zakończonym wynikiem 65-69 meczu dla Stelmetu rzucił 20 pkt i zebrał 10 piłek myląc się w nim tylko 3 razy. Do wyniku 2-0 i wygranej w drugim meczu 65-79 poprowadził w ataku duet Ho-Ho, który w sumie zdobył 36 pkt dla całej drużyny (Hodge 14pkt, Hosley 22 pkt). Nie inaczej działo się już do końca rywalizacji, gdzie w ataku rządził duet zawodników obwodowych Hodge – Hosley, którzy w trzecim meczu (82-78 dla Stelmetu) zdobyli odpowiednio 20 pkt i 16 pkt, a w czwartym meczu (87-78 dla Stelmetu) 16 pkt oraz 22 pkt. W konsekwencji Quinton Hosley został okrzyknięty Mvp całej rywalizacji. Grzechem byłoby nie wspomnieć o pozostałych zawodnikach, którzy znacznie przyczynili się do zdobycia tego tytułu. Łukasz Koszarek, który swoją profesorską grą prowadził Stelmet do zwycięstwa w każdym meczu. Kamil Chanas, który w całej serii finałowej ewidentnie był w taktyce trenera Uvalina zadaniowcem od obrony (szkoda, że trener nie wykorzystuje potencjału naszych najlepszych polskich zawodników), z czego doskonale wywiązał się w każdym meczu tego sezonu i w samych play off. Warto pochwalić świetnych podkoszowych Stevicia i Borovnijak, dzięki ich grze Łukasz Koszarek nie musiał się obawiać, że jego podania zostaną zmarnowane. Także słowa podziękowania dla pozostałych zawodników, których nie zawsze widać w ataku, ale wykonali w tym roku „świetną robotę” w obronie. Mowa tu o Mantasie Cesnauskisie, Zbigniewie Białkowi, Łukaszu Sewerynie czy też Marcinie Sroce, którzy swoimi prowokacjami skutecznie wyprowadzali przeciwnika z równowagi. Brawo STELMET, brawo Turów, brawo dla kibiców z obu miast za świetny finał. Teraz warto trzymać tylko kciuki za nowego Mistrza Polski, by nadal rozwijał się w takim świetnym tempie i godnie reprezentował nasz kraj na parkietach Euroligi.
Pozdrawiam fanów basket
Kypu
autor: Dawid Skrzypski
foto: martyna-koszykowka.blogspot.com










