World War Z, czyli Brad Pitt kontra zombi

- Publikacja
- 06/08/2013
Gdy usłyszałam, że Brad Pitt ma wystąpić w filmie o zombie, to pierwszą myślą jaka mi się nasunęła było to, iż jest to pomysł nieco absurdalnym. I chociaż mam względem niego mieszane uczucia, a od samych zombie wolę wampiry, to jednak postanowiłam dać temu „tworowi” szansę.
Tematyka apokalipsy, do której dochodzi w skutek nieznanej infekcji zamieniającej poczciwych obywateli w żądne serc i mózgów, pokraczne kreatury zwane zombie, jest stara jak świat. Na mocy niesłabnącej popularności gier typu Resident Evil czy serialu "The Walking Dead", scenarzyści
Matthew Michael Carnahan, Drew Goddard, Damon Lindelof postanowili spróbować szczęścia w tej tematyce. Za kamerą stanął znany z takich hitów jak "Zostań" czy "Marzyciel" Marc Forster.
Głównym bohaterem jest Gerry Lane (Brad Pitt), agent ONZ, który porzucił dawne niebezpieczne życie i pędząc obecnie spokojną egzystencję jako kura domowa (robi śniadania, odwozi żonę i córkę do pracy i szkoły). I właśnie podczas jednego ze zwykłych dni rozpoczyna się akcja tego filmu. Przez wzgląd na stare znajomości Lane i jego rodzina znajdują schronienie, ale nic za darmo. Takim sposobem wraz z Pittem wybieramy się w podróż, w czasie której nasz agent od zadań specjalnych ma znaleźć lekarstwo na dziwną przypadłość.
Co ciekawe, pomimo panującego chaosu, rząd i ludzie potrafią zorganizować się na tyle, by jakoś przeżyć. Jeśli chodzi o filmy z zombie, to konwencja zwykle była dwojaka - garstka bohaterów, która próbowała przeżyć (znacznie częstsze) lub też superbohater, który oczyszcza sukcesywnie świat z zarazy zwaną zombie (np. wcześniej wspominany RE). Tym sposobem, choć Gerry Lane z całą pewnością bywał w niebezpiecznych miejscach, woli eliminować zombie po cichu zamiast oddawać się radosnej masakrze okraszonej krwią. Choć film oparty jest na książce Brooks Max o tym samym tytule, to film niewiele ma wspólnego z pierwowzorem.
Jak na tle tego wszystkiego wypada Brad Pitt? Zadziwiająco naturalnie i choć nie jestem jego fanką, to wzbudził moją sympatię. Przewrotu pałacowego nie będzie, World War Z nie wprowadza nowej jakości do filmów o zombie, ale jest miłą odskocznią dla tych, którzy mają dosyć krwawej jatki na ekranie, w zamian za to dostaną coś na kształt kina familijnego, tyle, że zakrapianego post apokalipsą.
autor: Monika Matura
foto: asseenby.com










