To tylko seks – filmowa rzeczywistość jest prawdziwa?

  • Publikacja
  • 08/01/2014

To tylko seks to komedia romantyczna z 2011 roku, dla wielu sam gatunek jest nie do przełknięcia, jednak warto to przełknąć i w chwili, gdy naprawdę potrzebujemy wytchnienia, zaliczenia zwykłej przyjemności warto sięgnąć po ten film. Kobiety są z Wenus, a mężczyźni są z Marsa, jednak wszyscy potrzebujemy seksu, jakby to nie brzmiało, to banalna prawda, którą często ukrywamy.

 

Nie ma miłości czy więc może pojawić się seks, hmm nie jest to na tyle skomplikowane, jak się na pierwszy rzut wydaje, w końcu instytucja „friends with benefits” jest całkiem ciekawa i coraz popularniejsza, nie tylko w Nowym Jorku. Mamy z tego mnóstwo przyjemności, dokładnie takiej, jaką chcemy, bo w końcu ma nam być dobrze, znamy zasady, zero miłości, dużo frajdy, no i mamy kumpla, z którym możemy wyjść na kawę, imprezę czy po prostu porozmawiać o tenisie. W końcu jak to ujął Dylan (główny bohater), seks powinien być jak tenis: „to gra, podajemy łapki i robimy swoje”.

 

Ale do rzeczy, komedie, o której mowa oglądałam już dwa razy. Dylan i Jamie, czyli główni bohaterowie umawiają się na seks bez zobowiązań, żadnej emocjonalnej papki, ckliwego wyznawania miłości i rozmowy o uczuciach, czysta przyjemność ze zbliżenia fizycznego. Idealny układ, seks na wyciągnięcie ręki, kumpelskie pogawędki, wspólne wypady i wszystko pięknie do czasu, aż Jamie (Mila Kunis) postanawia wrócić do randkowania, wtedy to Dylan (Justin Timberlake), zdecydowanie zamknięty w sobie osobnik stwierdza, że chyba coś poczuł, tylko co?

 

Will Gluck świadomie wprowadza nas w świat przyjemności seksualnej bez żadnych zobowiązań, niby wszystko w porządku, ale tak naprawdę przemyca nam w fabule historię miłosną, która wzrusza nawet bardziej od tradycyjnej, bo oto pojawia się coś z niczego, to z seksu rodzi się relacja, a nie z relacji rodzi się seks. Czy taka kolejność jest odpowiednia? Każdy musi odpowiedzieć sobie indywidualnie, ale tak szczerze, kto nie potrzebuje seksu, zwłaszcza dobrego seksu?

 

Film poza świetną fabułą, ma też inne plusy, m.in. postaci, zarówno te pierwszoplanowe, między którymi, aż iskrzy, chemię czuć przez ekran, jak i charakterne i bardzo zróżnicowane postaci drugoplanowe są strzałem w dziesiątkę, dodatkowym atutem są ciekawe dialogi, czego chcieć więcej. Te składniki tworzą z tego obrazu komedię romantyczną inną od wszystkich. 

 

W filmie pojawia się też ciekawe pytanie, dlaczego kobiety uciekają się do manipulacji, dostajemy odpowiedź z ust głównej bohaterki: „Tak radzi historia, doświadczenie i komedie romantyczne.” W końcu to kobiety stworzone są do seksownej, tajemniczej i pociągającej manipulacji, nikt tak tego nie uwielbia jak właśnie mężczyźni, pomimo, że twierdzą inaczej.

 

Tak naprawdę jeśli obejrzycie ten film, być może zdacie sobie sprawę, że książę z bajki i krystalicznie czyste księżniczki po prostu nie istnieją, nie traćcie więc czasu na czekanie na nich, bawcie się, korzystajcie z życia, bo jeśli nie teraz to kiedy? Chcecie chyba mieć co opowiadać wnukom? Potraktujcie ten film z przymrużeniem oka, ale i dajcie sobie nadzieję, że dobra zabawa może sprawić, iż będziecie szczęśliwi już zawsze. Przestańcie marzyć o uczuciu jak z Bajki czy hollywoodzkiej Fabryki Snów, pozwólcie sobie na życie, na łapanie oddechu, na to, co zabawne, a niekoniecznie zawsze właściwie, po prostu zróbcie sobie dobrze!

 

autor: Joanna Chudoba

foto: malejzi.blogspot.com