Młodzi ludzie i ich miejsce w Polsce!

  • Publikacja
  • 06/08/2014

Jako studentka filologii polskiej od samego początku przygotowana byłam na istne słowne bombardowanie.

 

 

Nie myliłam się – w ciągu zaledwie 2,5 roku podczas różnych okoliczności zalewana byłam falą niezręcznych pytań: „Co ty będziesz po tym robić?”, „Chcesz być nauczycielką? Nie wiesz, że zamykają szkoły?”, „Zadowolona jesteś, tak szczerze?” – i tym podobne. Słów tych do dziś nie zapomniałam i podejrzewam, że jeszcze długo będą świdrować mi w głowie.

 

Dlaczego świdrować? Właśnie dlatego, że ostatnio przestałam ignorować tę lawinę niewygodnych pytań, już nie wpuszczam ich jednym uchem, a wypuszczam drugim. Pewnego dnia coś we mnie drgnęło i pomyślałam: przecież oni mają rację. Nie twierdzę, że w każdym przypadku takie zatrzymanie się i zastanowienie nad sensownością tego, co się robi jest dobre. Dla niektórych po takim zatrzymaniu się nie ma już powrotu. Nie chcę jednak pisać jedynie o problemach studenta-humanisty, gdyż – powiedzmy sobie szczerze – takich tematów jest na pęczki. Chciałabym się skupić na całym swoim pokoleniu. Pokoleniu, które jest rozproszone – jedni studiują, drudzy pracują, jeszcze inni dryfują pomiędzy jednym, a drugim, kolejni znów nie widzą tu perspektyw. Być może to jedynie moja obserwacja, jednak wydaje mi się, że pokolenie naszych rodziców nie miało takich dylematów. Pomijając fakt fatalnych czasów ich młodości, gdyż nie o tym tu mowa, mieli oni dość proste spojrzenie na swoją przyszłość – trzeba pracować, żeby mieć za co żyć. Proste. Niektórzy dzięki temu wkroczyli na ścieżki karier, niektórzy nie chcą nawet wspominać tych czasów. Jednak w dzisiejszych czasach młodzież ma wiele opcji, za wiele. Nie wiadomo, czy iść na studia, czy wybrać pracę na miejscu bez konieczności przeprowadzki do nieznanego miasta. Nie wiadomo, czy zostać w kraju, czy wyjechać za przysłowiowym chlebem.

 

Wiele osób mówi, że w Polsce nie da się znaleźć pracy. Jednak zazwyczaj mówi to ta kategoria osób, do których ja sama należę. Według mnie są trzy kategorie „młodych ludzi”.

 

Pierwszą z nich są osoby, które podjęły się studiów na prestiżowych kierunkach, takich jak prawo, medycyna, architektura i innych, po których pracę można znaleźć nawet w trakcie studiów. Do tej grupy należą jeszcze osoby, które wygrały tak zwany los na loterii – zdobyły pracę marzeń, spełniającą ich oczekiwania finansowe oraz aspiracje.

 

Drugim typem młodych ludzi jest ten, do którego należą ci, dla których aspiracje nie są rzeczą najważniejszą. Chcą pracować, więc pracę znajdą, bez zbędnego dramatyzowania i stawiania sobie wygórowanych celów.

 

Trzecią grupą – i być może najbardziej nieszczęśliwą – do której sama należę, jest grupa studentów-rozbitków, którzy chcieliby w życiu osiągnąć wiele w zgodzie z samym sobą, jednak zderzenie z rzeczywistością jest zbyt silne, dlatego ta rzeczywistość jest ignorowana.

 

I w tym momencie warto zadać pytanie: czy Polska jest krajem odpowiednim dla młodych ludzi? Uważam, że po części nie jest. Pięć lub więcej lat umysłowej harówki na studiach (jakichkolwiek) bardzo często skutkuje rozczarowaniem i zmiażdżonymi oczekiwaniami.

 

Pokolenie naszych rodziców i starsze jest przywiązane do naszego kraju – mają tu wszystko poukładane. My młodzi dryfujemy i coraz częściej wybieramy opcję fizycznej pracy za granicą, gdyż ona się nam przede wszystkim opłaci. Osobiście sama ostatnio mam ochotę spakować walizki, złapać jakikolwiek samolot i serwować drinki turystom na jakiejś tropikalnej plaży…

 

autor: Maria Madej