Facebookowe orgie, czyli „dość już o Tobie… pomówmy o mnie!”

  • Publikacja
  • 03/03/2013

 My, zepsuci obywatele pierwszego świata, lubimy sprawiać sobie przyjemność. Umiemy to robić na milion sposobów, takich jak spotkanie z przyjaciółmi, dobry film (lub horror klasy zet) czy zaskakująca rozmowa z nieznajomym przeprowadzona na przystanku. Jednak postawienie na piedestale… pisania o sobie w serwisach społecznościowych, zaraz obok seksu i wyśmienitego posiłku, brzmi dość zaskakująco. 

 

 

 Możemy do woli żartować z amerykańskich naukowców i ich szokujących konkluzji z gatunku „kobiety udają orgazmy” a „chleb zawsze spada masłem na podłogę”. Jednak badania przeprowadzane przez wykładowców i studentów uniwersytetu w Harvardzie z definicji brzmią bardziej serio. Ta nasza słabość do autorytetów…

 

 W ramach 5 eksperymentów przeprowadzonych na 300 ochotnikach badali oni aktywność mózgu podczas opowiadania o swoich lub czyichś przekonaniach, wierzeniach i sukcesach. Celem było ustalenie, która z opcji wyzwala większą ilość dopaminy, czyli związku chemicznego łączonego z odczuwaniem przyjemności (w ludzkim mózgu aktywuje go np. kokaina). 
 Gdybym sama dysponowała podobnym sprzętem, wybrałabym znacznie bardziej interesujące zadania badawcze, no ale nie oczekujmy zbyt wiele od konserwatywnej instytucji naukowej. 

 

 Co oczywiste, każdy z ochotników najlepiej się bawił mówiąc o sobie, a nie np. o Baracku Obamie. Jednak mało tego – zdecydowana większość królików doświadczalnych wolała uprawiać werbalny onanizm, niż przyjąć małą sumę pieniędzy od koordynatorów badania! Reakcja na tę propozycję była taka sama dla osób, które opowiadały o swoich dokonaniach osobiście, jak i dla tych, które robiły to online za pomocą dowolnego serwisu społecznościowego. 

 

Chwalenie się okazało się tym samym wartością autoteliczną, równie wysoko nagradzającą, jak jedzenie czekolady, zdobywanie nieoczekiwanych pieniędzy czy osiągania seksualnego zaspokojenia.

 

 Przykłady potwierdzające tę zasadę mamy na wyciągnięcie ręki: zalogujmy się na facebooku i popatrzmy, co też nawrzucali tam nasi znajomi. Trafimy na jedną wielką orgię masturbatorów, chwalących się, że wreszcie umyli okna, udało im się wstać do pracy na czas lub też właśnie jedzą lunch w tajskiej restauracji. Jest też druga opcja, litania skarg i zażaleń, na które chciałoby się odpowiedzieć „bardzo mi z tego powodu… wszystko jedno”: upierdliwy klient zmieniający plany po przyjęciu projektu, problemy z rozliczeniem PIT-u, stres przed rozmową kwalifikacyjną itd. I w centrum ja, ja i ja. 


Na mojej tablicy tego nie znajdziecie. Nie wiem jak Wy, ja jednak stawiam na „reala”.

 

autor: Anna Wolnik

foto: score.org